ARCHIWUM
TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
Pewnego, słonecznego poranka panna Beda nie wróciła na noc do domu. Jej mama była bardzo zła. Kiedy Beda wróciła, jej mama była w szoku. Zobaczyła córkę pijaną.
-Córeczko, gdzieś ty była do jasnej ciasnej?!
Lecz Beda przewróciła się na schodach. Mama podniosła ją i zakazała jej wychodzić z domu do końca tygodnia. Beda Meda była bardzo skromna i schludna. Nikt nie przypuszczał, że stanie się coś takiego
Żeby się dzieci nie zmęczyły czytaniem, to za tydzień następna część.
Miłego oczekiwania!!!
TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Następnego dnia Beda otworzyła oczy już w pełni zdrowa. Zaczęła robić poranną gimnastykę, gdy nagle mama wbiegła do jej pokoju.
- Wyłaź natychmiast!- krzyknęła mama.- Jesteś głupią i bezradną kocicą.
- Co się stało mamo?- wzdrygnęła się z oburzeniem.
- Co? Ty się teraz jeszcze będziesz pytać co się stało, jak jakiś mały kocurek puka do naszych drzwi i woła o cukierki!- mama obezwładniła myśli Bedy Medy. I powiedziała, że kociczkom to nie przystoi tak się miotać.
- No właśnie, a ty to niby nie kociczka?- powiedziała oburzna Beda.- Co się tak od razu wściekasz?
Mama powiedziała, że ma powody i trzasnęła drzwiami.
Żeby dzieci się nie przeczytały, to następny odcinek za tydzień.
TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Beda wyszła przed drzwi i zawołała: gdzie jesteś? Gdy nikt nie odpowiedział Kotka, ponieważ były święta, położyła pare słodyczy na schodach i wróciła.
- Mamo, nie podoba mi się to, że odzywasz się do mnie takim tonem! Przestań! Doprowadzasz mnie do szału!- i wybiegła z pokoju.
Mama weszła do jej sypialni i zastała tam płaczącą Bedę.
- No już, już. I nigdy więcej tak nie rób piękna kociczko.- uspakajała kociczkę. Ale w głebi duszy wcale nie chciała jej tego wybaczaj, lecz jest przecież jej mamą.
Żeby się dzieci nie zmęczyły czytaniem, to za tydzień następna część.
Miłego oczekiwania!!!

KRUKON I GERALD
Krukon i Gerald to przyjaciele z podwórka. Krukon jest milutkim i całkiem oswojonym lwem, a Gerald jest gepardem (oczywiście bardzo łagodnym). Dziś, gdy Krukon obudził się to Gerald powiedział mu:
- Ej Krukuś zobacz tam, widzisz jaka ładna gepardzica?
Nim Krukon zdołał coś powiedzieć Gerard już biegł w podskokach do gepardzicy i powiedział:
- Cześć jestem Gerald i jestem z Afryki, a ty jak się nazywasz?
- Ja jestem Lunit i pochodzę z Francji.
- Słuchaj Lunit, czy poszłabyś ze mną i moim przyjacielem na zabawę sylwestrową do pobliskiego lasu? Będą tam wszystkie zwierzęta z całej okolicy – powiedział Krukon.
- Oczywiście jeśli najpierw poznam twego przyjaciela. Mogę wiedzieć chociaż jak ma na imię zanim go poznam?
- Tak. Na imię ma Krukon.
- Możemy już iść? Strasznie chciałabym go poznać- ze zniecierpliwieniem powiedziała Lunit.
- Idziemy!
TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Następnego dnia, gdy mama weszła do pokoju Bedy, ona jeszcze spała. Mama zaśpiewała jej piosenkę o "Kotce Klotce", a potem zaczęła recytować wierszyk.
- Mamo, co ty wyprawiasz! Mój mąż w podróży, a ty mi tu jeszcze śpiewasz piosenki dla dzieci?! Opanuj się!- krzyknęła nagle kotka i przerwała mamię tok myślenia. Mama wybiegła z pokoju rozpłakana. Poszła do kuchni i wyglądając przez okno zastanawiała się:
- Dlaczego ona tak na wszystko reaguje? Czy popełniłam jakiś błąd w wychowywaniu jej? Nie chce mi się w to wierzyć... - A po chwili jeszcze dodała- Umówię nas na wizytę do psychologa...
Po chwili mama usłyszała trzaskanie drzwiami i szlochanie. To była Beda. Wybiegając za frontowe drzwi krzyknęła:
- Wychodzę! Nie będziesz mi dyktowała kiedy mam być dzieckiem, a kiedy dorosłą kocicą!
Żeby dzieci bardziej się niecierpliwiły i czekały na kolejny odcinek "Bedy Medy-dla małolata", następna część opowiadania za tydzień!

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Mama chwyciła telefon i zaczęła wykręcać numer:
- 022...589...jeszcze 8 i 98, tak. To chyba numer do niego.
Po chwili.
- yyyy, halo, czy to ty Zypionie, twoja żona ma "kukunamuniu". Przyjeżdzaj!- rzuciła mama-Beza i odłożyła słuchawkę. W końcu rozmowy między państwowe nie są takie tanie, lecz za parę minut usłyszała telefon. Odebrała-dzwonił Zypion.
- Cco sisię dziiejee? szzzzzzz!- Nie było go dobrze słychać.
- Nie słyszę cię, coś przerywa, zadzwoń ponownie!- Rozkazującym głosem powiedziała Beza.
I tak też Zypion zrobił. Za chwilę znów on i mama prowadzili rozmowę.
- Terraz juużż wszzzzystko dob szzzzzzzzz rze? szzzzzzzzzzzzzzzz!- zapytał Zypion.
- Nie, ciągle "syczy"! Wygląda na to, że to ja muszę zadzwonić, żeby nie przerywało. Zastanawiam się czy ty mnie czasem nie wrabiasz, żebym to ja straciła pieniądze...
-okkk!!! Doooo szzzzzzz ppowtórnego usłyszzzzenia!
Gdy mama znowu zaczęła wykręcać numer, Beda weszła do domu i spytała:
- Gdzie dzwonisz?
- Do, do, do, do, do...yyyyyyy, do Zyyyy, do Scypiona, tak, właśnie tak. Dzwonię do mojego męża, twojego taty i teścia twojego męża....yyyyyy, tak....-Zaczęła tłumaczyć się Beza.
Beda odrazu wiedziała, że mama coś kręci. Weszła do swojego pokoju, pszystawiła sobie do ucha rolkę od papierowych ręczników, a rolkę do drzwi. Usłyszała słowa mamy:
- ...Zypion, ale ja już z nią nie wytrzymuję! Ona jest na mnie ciągle obrażona, ja niewiem co mam robić! Musisz przyjechać!
- Nie mogę, przecież tu (w USA) mam pracę, nie mogę tak wszystkiego rzucić i jechać do Polski!- Zypion miał taką ochotę odłożyć słuchawkę, ale przecież nie mógł tego zrobić, tak samo jak według niego nie mógł wrócić do Polski.
- A moją córkę, to mogłeś zostawić! Zawód jest dla ciebie ważniejszy od żony... Ty, ty, ty...- I rzuciła słuchawką.
Beda słysząc to, uświadomiła sobie jak bardzo mama chce, aby jej córka miała dobre życie. Poszła więc do Bezy i powiedziała:
- Mamo, przepraszam Cię za to wszystko! Teraz wiem, że jestem dla Ciebie najważniejsza! Tylko błagam, wybacz mi!
- Córeczko, oczywiście, że Ci wybaczam, ale najpierw Ty wybacz mi!- poprosiła wzruszona Beza.
- Ja nie mam Ci czego wybaczać!- Beda rzuciła się mamie w ramiona.
W następnym odcinku- za tydzień- dowiecie się, co zrobi Zypion. Czy przyjedzie do Bedy i przeprosi ją, a może wyśle jej pozew rozwodowy albo poprostu zadzwoni? Wszystko może się zdarzyć!

KRUKON I GERALD
Zabawa sylwestrowa była wspaniała lecz, ani Krukon, ani Gerald od tej pory Lunit nie widzieli. Dziś, gdy wstali Krukon powiedział:
- Gerald, martwię się o Lunit, ciekawe co się z nią teraz dzieje?
- Krukuś, czy ty się przypadkiem nie zakochałeś? – zapytał Gerald.
- No wiesz co, chyba tak. Ona jest taka ładna, miła, świetnie tańczy i jak ona jest obok to ja jestem tak jakby… szczęśliwszy!!!
- Oj Krukuś, Krukuś… z tobą są wiecznie problemy! No powiedz mi jak można się zakochać w jeden wieczór?
- Gerald uwierz, że można i po sprawie.
Nagle Gerald zauważył Lunit (Krukon jej nie widział) i podbiegł do niej nic nie mówiąc Krukonowi.
- Czego ode mnie chcesz? – rzuciła Lunit nawet na niego nie patrząc.
- Czemu się nie odzywasz do Krukona?
- Bo on jest Lwem, a ja gepardzicą. Moi rodzice, jak usłyszeli z kim byłam na balu sylwestrowym to od razu powiedzieli, że gepardzicy to nie wypada!
- No to teraz mu to powiesz. Aha, jeszcze jedno, Krukon się w tobie zakochał ale ciebie to już chyba nie interesuje. – powiedział i już chciał odejść gdy Lunit powiedziała:
- Czekaj! Jak to się zakochał?
- O to już się jego musisz zapytać.
Gdy Lunit się odwróciła to już go nie było…

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Następnego ranka, mama przyniosła Bedzie śniadanie do łóżka.
- Najedz się, dziecko. Dzisiaj może być ten dzień - jak mawiała twoja babcia. - powiedziała Beza i wyszła z pokoju.
Gdy Beda zaczęła rozkoszować się smakiem soczystej pomarańczy, usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć. Był to listonosz z bukietem kwiatów. Beda odrazu pomyślała, że to Zypion. Bardzo się ucieszyła. Dała nawet napiwek listonoszowi. Lecz, gdy przeczytała list, który przyszedł w kopercie wraz z kwiatami, humor znacznie się jej pogorszył. W liście było zawiadomienie o śmierci Scypiona - męża Bezy. Beda rozpłakała się i nie dopuszczała do siebie myśli, że to może być prawdą.
- Mamo, tatuś zmarł! - krzyczała załamanym głosem.
Lecz gdy mama weszła do przedpokoju i zastała Bedę w rozpaczliwym stanie, uśmiechnęła się głęboko mówiąc:
- Córeczko, o nie umarł, to tylko taki żart.
Po tych słowach Beza zemdlała. Córka chwyciła telefon i zaczęła wykręcać na pogotowie, gdy nagle pomyślała:
- Może ona tylko tak udaje, żeby mi zrobić kawał...ten uśmiech...
Nagle Beda zrozumiała, że nie może dłużej rozmyślać. Przecież po tym co się wczoraj stało nie mogłaby zrobić jej czegoś takiego.
Zadzwoniła na pogotowie ocierając łzy:
- Halo? Pogotowie? Moja mama zemdlała! Ratujcie! Adres? Tak. Rynnowa 44/899. Tak. No, a gdzie? Dobrze, przyjeżdżajcie. Dowidzenia!
Po czym zaczęła nieść mamę po schodach na dół, aby lekarze nie musieli już tak długo czekać. Kiedy karetka przyjechała, Beda usłyszała telefon. Nie mogła go odebrać, bo była zajęta mamą. Podczas jazdy do szpitala, Beza po raz drugi usłyszała dzwonek w komórce. Odebrała.
- Halo?
- Beda, tu Zypion! - powiedział rozmówca.
- Zypion, ojej!- wykrzyknęła Beda.
- Co się stało?
- Nic, słyszałam waszą rozmowę z mamą, która właśnie teraz jedzie do szpitala, ponieważ dowiedziała się, że mój ojciec nie żyje. Mam już dosyć problemów. Nie chcę z tobą rozmawiać!- Chciała już odłożyć słuchawkę, gdy usłyszała:
- Bedziu, to był tylko taki żart...
- Żegnam!- odpowiedziała stanowczo Beda.
Jednak po jakimś czasie Zypion dzwonił jeszcze raz.
- Powiedziałam ci już, nie chcę z tobą rozmawiać!
- Twój ojciec żyje i ma się bardzo dobrze. Stoi właśnie obok mnie. Wymyśliłem to, aby zrobić ci niespodziankę. Jestem w Polsce!- z radością wyjaśniał Zypion.
- Co? Jak mogłeś mi to zrobić, idioto?- Beda wyrzuciła telefon przez okno karetki. Była tak wściekła z powodu Zypiona, a za razem tak smutna z powodu mamy, że jakby mogła, to rozwaliła by cały świat!
Czy Beda wybaczy Zypionowi? Dowiecie się tego w następnym odcinku za tydzień - nie przegapcie!

KRUKON I GERALD
Dziś rano, gdy Krukon się obudził, zobaczył obok siebie Lunit. Zdziwił go fakt, że Lunit jest, a Geralda nie ma. Lunit, jak tylko spostrzegła że Krukon nie śpi powiedziała:
- Przyszłam tutaj tylko w jednej sprawie.
- To dobrze bo ja także chciałem z tobą porozmawiać – powiedział Krukon, a Lunit zaczęła rozmowę:
- Ja wiem Krukon, że ja ci się podobam, lecz popatrz: ja jestem gepardzicą, a ty lwem. Moi rodzice powiedzieli że jak jeszcze raz się z tobą gdzieś umówię to nie mam po co się w domu pokazywać, a moje rzeczy będą już stały w walizkach przed domem! I jak ty to sobie wyobrażasz!?
Krukon, cały osłupiały, wpatrywał się w ciemno-zielone oczy Lunit (nie płakał bo to przecież lew) jakby mu wbiła nóż prosto w serce. Lunit, niewzruszona, odwróciła się i odeszła w kierunku nadchodzącego Geralda. Szepnęła mu coś do ucha i pośpiesznie odeszła. Krukon zapytał:
- Gerald, jak myślisz, czy Lunit odeszła bo mnie nie lubiła czy może z powodu swoich rodziców?
- Nie wiem, ale niedługo chyba się dowiem – odpowiedział tajemniczo Gerald. Po obiedzie, Krukon zauważył, że Gerald oddala się od domu i postanowił iść za nim, ale tak aby go nikt nie zauważył. Niestety nie udało mu się to, bo Gerald jest gepardem i jest od niego kilkakrotnie szybszy. Lecz oprócz Geralda, Krukon zgubił jeszcze drogę do domu. Noc spędził na kępie trawy, która rosła nieopodal. Tymczasem Gerald, poszedł na spotkanie z Lunit, która zniecierpliwiona czekała już od godziny w umówionym miejscu.
Gdy tylko zobaczyła Geralda zaczęli się przytulać i witać jakby znali się od lat. Po powitaniu Gerald zaczął się tłumaczyć:
- Nie mogłem przyjść wcześniej, najpierw musiałem zgubić Krukona, bo zauważył jak zbiegałem z naszego pagórka. Byłby nieco zdziwiony gdyby zobaczył nas tutaj.
- Tak, tak… na razie będziemy się tutaj spotykać, ale pamiętaj aby wychodzić z domu jak Krukon będzie spał – powiedziała Lunit. Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę, a gdy zaczęło świtać, pożegnali się pospiesznie i odeszli – każdy w swoją stronę.

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Kiedy karetka dotarła do szpitala - lekarz szepnął coś do pielęgniarki, a wtedy ona otworzyła drzwi i wysiadła, aby zawiadomić dyrektorz szpitala o zajęciu przez Bezę pokoju numer 185. Z pomocą Bedy, lekarz sprowadził Bezę do pokoju. Była ona cały czas nieprzytomna. Lekarz nakazał Bedzie:
- Niech pani teraz siedzi przy mamie, gdyby coś się stało - proszę nie wpadać w panikę, tylko mnie zawołać. Będę w pokoju numer 187. To dość blisko - dwa pokoje z tąd.
- Dobrze, panie doktorze! -odpowiedziała grzecznie Beda.
Po dwóch godzinach zadzwonił telefon Bedy. Odebrała.
- Już jestem, jadę, a mamie nic nie będzie, obiecuję. Jadę nie chciałem ci tego zrobić. - odezwał się głos w słuchawce.
- Nie interesuje mnie to! Jak chcesz, to przyjeżdżaj!
Odłożyła słuchawkę, a po chwili ku jej zdziwieniu, w drzwiach pokoju numer 185, ukazała się postać Zypiona.
- Ale to tak już? Już przyjechałeś? - rzuciła zaskoczona Beda.
- Bedziu, przyjechałem, bo... - zaczął Zypion.
- Mamo! - zawołała nagle Beda. - Wszystko będzie dobrze! Ty żyjesz! A wiesz co jest najważniejsze? Tata też żyje!
Do pokoju wkroczył lekarz.
- Słyszałem jakieś krzyki. Coś się stało? - powiedział. - Ooo, widzę, że pani się ocknęła! To już wiem skąd dochodziły te odgłosy.
- Doktorze, czy trzeba jakiś wypis, czy odrazu możemy wracać do domu? - Zapytała chcąc jak najszybszego powrotu Beda.
- Oooo, nie! Pani Beza musi jeszcze trochę u nas zostać. - powiedział stanowczo lekarz.
Beda bardzo się zmartwiła:
- Dlaczego? Przecież już wszystko w porządku!
- No tak, ale musimy jeszcze zrobić badania, a poza tym pani mama jest jeszcze bardzo słaba. - prubował wytłumaczyć lekarz.
Wkońcu Beda zrozumiała i razem z Zypionem wróciła do domu.
- Nie myśl sobie, że ja ci tak to wszystko wybaczę! - po przyjeździe odrazu zrobiła awanturę.
- Bedziu, przecież jej nic nie jest!
- Tak, ale gdyby coś jej się stało? Nie obchodzi cię to? - Beda tak krzyczała, że aż sąsiedzi zza ściany przyszli spytać, czy nie dzieje się jej jakaś krzywda.
Wtedy Beda rozpłakała się, a Zypion podszedł do niej i powiedział:
- Wszystko będzie dobrze, mama wyzdrowieje.
Następnego dnia - za drzwiami leżała już walizka z rzeczami mamy.
- Ja to zawiozę. - powiedział Zypion.
Beda tylko machnęła głową, odmawiając pomocy ze strony Zypiona:
- Chcę zobaczyć się z mamą! - rzuciła wychodząc i dźwigając ciężką walizkę.

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Następnego ranka, gdy Zypion obudził się, zobaczył, że Beda nie wróciła ze szpitala.
- Przecież miała tylko zawieźć walizkę. - Pomyślał.
Wziął telefon do ręki i zaczął wydzwaniać do Bedy. Nie odbierała, więc zadzwonił do szpitala.
- Szpital w Jankowicach, Św. Barbary. Słucham. - Odezwał się głos w słuchawce.
- Dzieńdobry. Dzwonię, bo chciałem spytać, czy moja żona - Beda Meda, nie jest teraz w szpitalu przy mamie. - Nieco zdenerwowanym głosem powiedział Zypion.
- Nie, nie ma tu jej. Wyszła jeszcze wczoraj wieczorem. Podobno zabolał ją brzuch czy coś takiego. Nie jestem pewna. - Odpowiedziała pielęgniarka.
- Aha, dziękuję. Dowidzenia.
Zypion tylko założył kurtkę i wyszedł. Tymczasem Beza oglądała nowy serial w szpitalu w świetlicy. Spakowała już swoje rzeczy, ponieważ lekarz powiedział, że już wszystko dobrze i Beza może spokojnie wracać do domu.
Wtedy Zypion wbiegł jak szalony do szpitala. Przebiegł obok dyżurki tak, że nawet nikt go nie zauważył. Wszedł do pokoju numer 185 i zobaczył spakowane torby Bezy i puste łóżko.
- Ona, ona, ona umarła. - Pomyślał. - Nie, to nie może być prwda!
Jak szybko wszedł, tak szybko wyszedł. I już nie było go w szpitalu. Wsiadł do auta i już miał gdzieś pojechać, gdy zadzwonił telefon. Zypion nie wiedział już co ma zrobić. Odebrać czy nie. W końcu zdecydował się na to pierwsze.
- Halo? - powiedział.
- Pan Zypion?
- Tak, o co chodzi?
- Tu lekarz Poliński. Pańska żona... Aaa, zresztą! Niech pan dowie się od niej! - Przeszedł do konkretów lekarz.
- Mam przyjeżdżać? Ale gdzie? Do którego szpitala? - Zapytał Zypion.
- Tutaj, w Jankowicach. Szpital im. Świętej Barbary.
-Ale ja przecież stoję przed tym szpitalem! Już biegnę! - Powiedział pełen ciekawości Zypion.
W jego głowie panoszyły się teraz myśli:
- Co jej się stało? Czy Beza naprawdę umarła? Chyba wróce do USA. Nie, nie! Nie mogę teraz jej tego zrobić! Co z moją Bedusią? Mam nadzieję, że ona mi to wszystko wybaczy. Jak mogłem ze Scypionem zrobić jej taki "kawał"?! Przecież to nie był kawał! Jak mogłem?
Gdy tak myślał i myślał, nagle zauważył, że przebiega przez ulicę pełną samochodów.
Czytajcie kolejne odcinki BEDY MEDY - dla małolata! Dowiecie się, co stało się z Zypionem, Bedą oraz Bezą.

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
- Panie Zypionie. Halo! - Zypion słyszał tylko te słowa, gdy obudził się w jakimś dziwnym pomieszczeniu.
Kiedy zrozumiał, że stracił przytomność, gdy biegł przez ulicę do szpitala - powiedział:
- Doktorze, co z moją żoną? Czy mogę ją zobaczyć?
- Pańska żona obiecała pani Bezie, że... aaa, zresztą, niech żona sama panu opowie.
- Ale panie doktorze, pan nie rozumie, że my się pokłóciliśmy!? Ona nie chce mnie widzieć na oczy! - Zypion o mały włos nie rzuciłby budzikiem, który właśnie zaczął dzwonić. Lekarz uświadomił Zypionowi, że Beda już się na niego nie gniewa, bo za to co się stało nie mogłaby się gniewać.
- W takim razie niech pan ją zawoła. - Powiedział Zypion, który za bardzo nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi.
Gdy Beda weszła do pokoju, Zypion prawie zemdlał, ponieważ Beda niosła na rękach małego kocurka.
- Ale, ale, ale...-Zaczął jąkać się Zypion. - Bedziu?!
- Zypionku, mamy synka!
W te słowa Zypion zemdlał, a Beda mocno przytuliła małego kotka. Po przebudzeniu Zypion oświadczył Bedzi:
- Teraz wszystko będzie inaczej, nigdy już nie wyjadę! Mamy synka...jakoś nie mogę w to uwierzyć. NIe wiem czy to sen czy jawa. - Nagle zrzedła mu mina, bo coś mu się przypomniało. - Ale, ale co z mamą!?
- Niech się pan o nią nie boi. Z panią Bezą już wszystko dobrze. Dzisiaj wychodzi ze szpitala. - Uspokoił Zypiona lekarz.
- A ja, a ja myślałem, że ona umarła. Ale ja jestem głupi!
- Bardzo, bardzo nie mądry. - Z uśmiechem powiedziała Beda. - A co do tego "kawału" - wszystko ci wybaczam.
- Jak go nazwiemy? - Zapytał zniecierpliwiony Zypion.
- Może...- Zaczęła Beda.
Lecz nagle do pokoju wbiegł człowiek z kartką papieru w ręce i krzyknął:
- Panie Buintesco, proszę za mną!
- Wybaczcie państwo, ale obowiązki wzywają. - Powiedział lekarz
- Może nazwiemy go...Buintesco? - Zapytała radośnie Beda.
Wreszcie wszystko poukładało się w rodzinie o nazwisku Meda. Ale czy na długo?
Tego dowiecie się w następnych odcinkach "Bedy Medy - dla małolata"!
Nie przegapcie!!!

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Po powrocie do domu Zypion zapytał Bedy:
- Lekarz mówił, że coś obiecałaś Bezie. O co chodziło?
- Obiecałam jej, że wybaczę ci to wszystko. - Odpowiedziała Beda.
W tej chwili uświadomiła sobie, że w samochodzie zostawiła Buintesco.
- Buin! - Zawołała i wybiegła z domu.
Gdy była na podwórku zobaczyła ślady czyichś kroków. Pomyślała:
- Porwali mojego synka!
Podbiegła do auta i poczuła wielką ulgę ponieważ Buintesco grzecznie siedział w środku.
- Jak dobrze, że nic ci się nie stało! Ale czyje to ślady? - Zamyśliła się Beda.
Poszła za odbitymi w ziemi śladami czyichś butów. Prowadziły one do piwnicy. Już miała tam wejść, gdy uświadomiła sobie, że trzyma Buintesco i nigdy by sobie nie wybaczyła gdyby coś mu się stało. Wróciła do domu mówiąc:
- Jeszcze tu wrócę!
Gdy odniosła syna do domu i położyła go w łóżku - natychmiast pobiegła do piwnicy.
Otworzyła drzwi i zawołała:
- Halo! Jest tu ktoś? Halo!
Nagle zza starej szafy wyskoczył człowiek w czarnej kominiarce. Wyjął pistolet i przyłożył Bedzie do szyi.
- Cicho bądź i chodź za mną. Jeśli będziesz robiła to co ci karzę - nic ci się nie stanie. - Powiedziała tajemnicza postać pełnym strachu głosem. Beda pomyślała:
- Co mam robić? Kto to jest? W jego głosie usłyszałam strach. On nie może być zawodowcą. Jestem przecież mądrą kocicą. Wymyślę coś.
Nagle jej pozytywne myślenie przerwał znowu przestraszony człowiek:
- Chodź.
Beda zrobiła to co kazał jej "nowicjusz". Poszła za nim do jakiejś ciemnej sali. On kazał jej usiąść na krześle. Przywiązał ją do niego i powiedział:
- Posiedzisz sobie tu trochę.
I wyszedł z pomieszczenia. Bedzie to miejsce wydało się dziwnie znane:
- Tak, przecież tu mama przechowuje ogórki, kompoty i dżemy na zimę! Może uda mi się coś wymyśleć. Wkońcu wiem gdzie co jest, zawsze pomagam mamie w chowaniu przetworów!
Pewnie myślicie, że Beda była teraz przestraszona i w szoku? Nie! Beda jest bardzo odważna i odrazu zaczęła myśleć nad planem ucieczki.
Tymczasem w domu nastała chwila napięcia. Wszyscy bali się o Bedę. Zastanawiali się co się mogło stać. W domu panowała głęboka cisza. Tylko Zypion i Beza po cichu wymieniali zdania.
- Myślisz, że zasłabła na ulicy?
- Nie.
- Może chodźmy jej poszukać?
- Dobrze.
Więcej dowiecie się w następnym odcinku "BEDY MEDY - dla małolata"!

KRUKON I GERALD
Dziś Krukon obudził się wyjątkowo wcześnie i zauważył Geralda zmierzającego w kierunku domu. Nie zdołałby go dogonić bo Geralda prawie nie było widać, a na dodatek nie byłoby to łatwe (Gerald jest przecież gepardem) więc poszedł do domu. Gdy tylko Gerald zauważył go, powiedział:
- Czemu za mną wczoraj szedłeś?
- Może najpierw mi powiesz gdzie ty szedłeś - zapytał Krukon na co
Gerald odpowiedział mu:
- Dlatego ci nie powiedziałem nie chciałem żebyś się za mną wlekł, ale widzę to nic nie dało.
Nagle Krukon wyczuł od Geralda znajomy zapach, to był zapach samicy. Nie pamiętał jakiej ale wiedział że skądś ją zna. Po dłuższym namyśle powiedział:
- Byłeś u Lunit! Czułem że coś ukrywasz!
Gerald nawet nic nie powiedział, niestety. Po chwili zobaczył Krukona zbiegającego z pagórka ze swoim dobytkiem - pudełko, w którym kiedyś dostał paczkę od rodziców, szczotka do zębów, kilka zabawek, grzebień i zdjęcie. Na tym zdjęciu był on (Krukon) i Gerald. Krukon po raz pierwszy
w życiu płakał. Było mu przykro że jego najlepszy przyjaciel mógł mu zrobić coś takiego. Krukon rzucił jeszcze pospieszne "żegnaj" i zniknął za pagórkiem.

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Zypion z Bezą wyszli ze łzami w oczach z domu i zaczęli nawoływać Bedę.
- Bedziu, gdzie jesteś! - Ropaczliwie i beznadziejnie krzyczał Zypion.
Tymczasem Beda zauważyła gruby sznur przywiązany do komody z przetworami. Złapała się go i pociągneła bardzo mocno. Niestety nic to nie dało, więc spróbowała jeszcze raz, a po tem jeszcze następny.
- Nic z tego nie będzie. - Szepnęła Beda.
Lecz nagle do głowy wpadł jej pewien pomysł. Beda zaczęła rozważać nad jego wykonaniem:
- Może przywiąże sznur do krzesła, spróbuję wtedy popchnąć krzesło do przodu, a wtedy komoda zawali się, wyda głośny huk, który zwabi do pokoju porywacza, a wtedy...coś wymyślę. Nie ma czasu do stracenia!
Beda tak też zrobiła. "Nowicjusz" natychmiast zjawił się w pokoju.
- Co się tu dzieje? - Zapytał bardzo przestraszony.
- Widzisz głupku, ja w przeciwieństwie do ciebie nie boję się cichutkiego trzasku! Jesteś taki strachliwy! - Zaczęła ostro Beda.
"Przestępca" nie wiedział co ma myśleć:
- A przecież miałem być taki przerażający! - Rozpłakał się poniżony przez Bedę nieudacznik.
Beda omal nie umarła ze śmiechu. Tak ją to rozbawiło, że sama oswobodziła się ze sznurka, którym przywiązano ją uprzednio do krzesła.
- A tak wogóle to co ty tu robisz? Kim jesteś? Po co mnie...to znaczy - po co chciałeś mnie uwięzić? - Beda miała do rozpaczającego tyle pytań.
- Nazywam się Jan Goryczka. - Odpowiedział pochlipując co chwilę.
Po tych słowach Bedę znowu ogarneło wielkie rozbawienie:
- Co za śmieszne nazwisko! - Po chwili oddechu dodała: - A ten pistolet to pewnie zabawkowy?
Beda nie mogła powstrzymać się od śmiechu:
- No, koniec tej zabawy! A teraz wynocha i nie chcę cię tu już nigdy więcej widzieć, zrozumiano?!
- T, t, t, t ta, tak, droga pani. - I uciekł tam gdzie pieprz rośnie.
Tymczasem na podwórku panowało wielkie poruszenie:
- Bedziu, gdzie jesteś!?
- Wracaj Beda! - Wrzeszczeli na przemian Beza i Zypion.
Gdy ich nadzieje na odnalezienie Bedy prawie wygasły - Zypion zobaczył uciekającego, spłoszonego człowieka.
- Hej! Zaczekaj! - Zawołał.
Lecz człowiek tylko odwrócił głowę w stronę Zypiona. Wtedy Zypion zaczął go gonić. Gdy wkońcu złapał go na rozstaju dróg, spytał:
- Dlaczego pan ciekał z mojego podwórka? Kim pan jest? Gdzie jest moja żona?!
- Ja, ja, ja. Pańska żona jest w piwnicy, bo ja... - I tak Jan opowiedział Zypionowi całą historię.
W następnym odcinku dowiecie się...NIESPODZIANKA! Nie przegapcie!

TYGODNIK-BEDA MEDA-DLA MAŁOLATA
(kontynuacja)
Zypion był na niego tak wściekły, że uderzył go z całej siły w nos. Krew wylewała się ciurkiem.
- Proszę pana, zaraz zadzwonię do szpitala, tam się panem zajmą. - Powiedział już zmienionym tonem na bardziej pobłażliwy Zypion.
Wyjął telefon i wykręcił numer. Już miał się odezwać, gdy przypomniał sobie, że jest w sieci zagranicznej i nie ma możliwości dzwonić z Polski.
- Ma pan telefon? - Zapytał.
Jan nic nie odpowiedział.
- Proszę pana!
Nagle pan Goryczka zemdlał, więc Zypion zaczął przeszukiwać jego kieszenie w celu znalezienia telefonu. Tymczasem po ulicy, na której chodniku leżał pan Jan - przejeżdżała policja. Samochód zatrzymał się i wyszło z niego dwóch policjantów.
- Co się tutaj dzieje? - Zapytał jeden z nich.
- Widzi pan, ten pan porwał moją żonę... - Zaczął opowiadać Zypion
- I to ma być wystarczający argument na to, co pan teraz robi?
Zypion wstał i kontynuował:
- Jak już mówiłem - ten pan porwał moją żonę. Opowiedział mi o tej całej historii, a ja wtedy tak się zdenerwowałem, że uderzyłem go w nos. Wtedy miałem zadzwonić na pogotowie, lecz przypomniałem sobie, że nie mam takiej możliwości, ponieważ jestem w zagranicznej sieci. Zapytałem więc, czy pan Goryczka ma telefon. Nagle zemdlał. Wtedy ja zacząłem przeszukiwać jego kieszenie w celu znalezienia telefonu. A potem już pan sam wie.
- No dobra, panie pakuj manatki. Jedziemy! - Zawołał drugi policjant.
- Tak, on ma rację. Musimy bardziej obbadać tę sprawę. - Potwierdził pierwszy.
Ale zanim Zypion zdążył wejść do samochodu - pan Goryczka obudził się.
- Jak dobrze, że się pan ocknął, zanim jednak opowie im pan naszą historię - proszę powiedzieć czy ma pan telefon. - Z ulgą powiedział Zypion.
-Tak. - Jednym słowem odpowiedział Jan.
- Świetnie! Dzwonię na pogotowie. - Oświadczył Zypion.
Wziął telefon i bezproblemowo wezwał ratunek.
- NIech Jan Goryczka jedzie na pogotowie, ale pan wsiada do naszego wozu! - Odezwał się policjant.
- Dlaczego? - Zapytał zdumiony Zpion.
- Bo...- Policjant nawet nie dokończył zdania, bo z zakrętu wyjechał drugi samochód policyjny na sygnale.
- Uciekać! - Zawołał policjant rozmawiający przed chwilą z Zypionem.
Natychmiast wsiadł do auta, ale na jego nieszczęście hamulce się zepsuły.
- Mamy ich w garści! - Zawołał nadjeżdżający w drugim pojeździe policjant, na którego wizytówce przypiętej do munduru ( której nie mieli pierwsi dwaj policjanci ) Aspirant Prom Gandarinis.
Tymczasem Zypion przypatrywał się gonitwie. Wkońcu Aspiantowi udało się złapać fałszywych policjantów.
- No, nareszcie was mamy. Posiedzicie sobie trochę! - Powiedział Gandarinis.- Panie Zypionie - tych dwóch chaciało pana porwać! Dobrze, że przyjechaliśmy w porę!
- Ale, ale...- Zaniemówił Zypion.
- Później panu wszystko wytłumaczę. Teraz mam dyżur czy mogę przyjść do państwa jutro, po południu? - Zapytał Aspirant.
- Oczywiście! - Odpowiedział Zypion.
W następnym odcinku dowiecie się dlaczego i co się tak naprawdę stało. Nie przegap!